HISTORIA WYRWANEGO SERCA | ANDREJ POLUKORD | 11.11.2017 – 07.01.2018 Miejsce Projektów Zachęty

Andrej Polukord swoje działania artystyczne prowadzi przeważnie w plenerze, choć zdarzają się mu akcje z wykorzystaniem architektury i miejskiej infrastruktury. Artysta urodzony i wychowany w Wilnie, studiował w Wiedniu, obecnie krąży między oboma miastami. Pomysł wystawy w przestrzeni Miejsca Projektów Zachęty zrodził się po pobycie studyjnym artysty w Warszawie, w wyniku przemyśleń nad miejscem/miejscami, do których przynależy. Czy już na zawsze pozostanie nim rodzinne miasto? Czy zakochiwanie się w nowych miejscach, do których prowadzą nas koleje losu, jest rodzajem zdrady? Sam autor nie unika określeń z romantycznego słownika. Taki właśnie jest tytuł wystawy, a forma serca stała się motywem przewodnim projektu.

Polukord znajduje zwykle inspirację do swej twórczości w przedmiotach z najbliższego otoczenia lub w zaobserwowanych sytuacjach. Stają się one punktem wyjścia do kreowania zaskakujących akcji lub tworzenia niezwykłych obiektów, mających wytrącić widza z tradycyjnych kolein myślenia, kierujących jego uwagę na ukryte sensy zdarzeń i niejednoznaczność świata. Artystyczne gesty Polukorda przywodzą na myśl działania dadaistów lub niektóre z akcji z wykorzystaniem sił naturalnych Romana Signera, którego twórczość artysta ceni. Innym razem bardziej przypominają działania komika czy szamańskie obrzędy.

Polukord jest autorem rysunków, kompozycji malarskich, instalacji, obiektów i performansów. Dokumentację fotograficzną i wideo większości jego akcji wykonuje Marius Krivičius.

Dominujący w nowym projekcie artysty motyw serca pojawił się już wcześniej w jego twórczości, w obrazie z serii Obiekty leśne / Woodobjects. Wielkoformatowe zdjęcie i film dokumentujące ten projekt pokazujemy na parterze MPZ. Obok nich znajdują się rysunki i obiekty („efemeryczne rzeźby”) rozwijające ten wątek.

Część przedstawiająca wcześniejsze wystawy Polukorda prezentowana jest w piwnicy MPZ. Przybiera ona formę totalnego komiksu, gdzie dokumentację poszczególnych prac łączą odręczne autorskie podpisy i rysunki na ścianie.

Pod względem ekspozycyjnym nowe prace i wernisażowe działania Andreja Polukorda w ciekawy sposób wpisują się w nieregularną przestrzeń Miejsca Projektów Zachęty, ujawniając jej ukryte zakamarki.

Historia wyrwanego serca to sentymentalna opowieść o zaprzyjaźnianiu się z miejscami i ludźmi, odmalowana w estetyce kiczu.

Jakoś to wszystko tak nam się strywializowało, że słowo serce nie brzmi już w dyskursie artystycznym poważnie. A jeśli podbije je się dodatkowo przymiotnikiem „wyrwany”, to już uśmiechamy się pobłażliwie, przeczuwając tkliwą opowiastkę o schematyzowanych Romeach i Juliach, stroniącą od wiarygodniejszej psychologii. Jest jednak w tej kiczowatości – bo jakże by nie przywołać tu tej kategorii – coś rozkosznie nieujarzmionego, coś co trudno uchwycić, bo szamoce się między uosobieniem estetycznego zła a pełnym rozczulenia przyzwoleniem. Takie status quo jest punktem wyjścia pracy Polukorda. A z czym nas zostawia?

Andrej Polukord, „Historia wyrwanego serca”, Miejsce Projektów Zachęty (źródło: materiały prasowe organizatora)

Przez kicz do serca

Magda Kardasz przy współpracy Julii Harasimowicz przygotowała w warszawskim Miejscu Projektów Zachęty ekspozycję prac litewskiego artysty wykształconego w Wiedniu, której pomysł zrodził się po wizycie artysty w Warszawie. Tutaj myślał „nad miejscami, do których [on sam] przynależy[1]”.

I wymyślił – serce z kartonu. Na rysunku dołączonym do rzeźby widzimy części składowe pracy, podpisane nazwami miast: górna część figury serca, podobna do odwróconej litery „w” symbolizuje Wiedeń, na środkową partię składa się litera „w”, mająca przywodzić ma na myśl Warszawę, zaś „v” u podstawy to Vilnius.

W ten sposób – dzięki autorskiemu komentarzowi rysunkowemu – dostrzec możemy w kartonowej rzeźbie synekdochy trzech, istotnych dla artysty, miast. Serce jest więc nieco trywialną i cokolwiek sentymentalną metaforą „wnikania” przestrzeni w twórcę i jej oddziaływania na artystyczne efekty. Refleksja nad rolą miejsca w kulturze trafia w Polsce na podatny grunt, przygotowany przez działania podejmowane w Galerii Foksal już pół wieku temu. Jeśli jednak oddzielić pracę od autorskiego komentarza, a niepodobna odmówić sobie tej przyjemności, narzuca się interpretacja zgoła inna.

Górna partia serca wygląda jak litera „m”, będąca logotypem znanej sieci fastfoodów, lub – pomijając wszelkie peryfrazy i lokując produkt – marki McDonald’s. Logotypem zresztą absolutnie ikonicznym i wykorzystywanym w sztuce od dawna. Mniej lub bardziej fortunnie.

„W” i „V” to już niemal logo Volkswagena, wobec czego, na figurę serca składają się symbole dwóch gigantycznych marek, co – w połączeniu z faktem, że rzeźba wykonana jest z kartonu – odczytać można jako paszkwil na neoliberalizm i konsumpcjonizm. Ironia zawarta w tej pracy byłaby tym zabawniejsza, że przecież w sercu przynajmniej części z nas poczesne miejsce zajmuje McDonald’s. I dobrze, że powiedział to za nas artysta, bo samemu trudno się do tej skłonności przyznać.

Chleb i woda

Kiedy wchodzę do galerii, pan pilnujący sali polewa wodą kamień. Dodajmy dla porządku – kamień w kształcie serca, który zwilżany jest wodą ze specjalnego pojemnika, w którym przechowywana jest woda, opisana jako pochodząca z Wilna (w komplecie: pędzel). Sam gest obmywania rzeczną wodą ma w sobie coś ewangelicznego, jakiś posmak ceremonii, troskliwości i przekroczenia; jest to jednak rodzaj operacji na wizerunku serca, a biorąc pod uwagę naszą niewyplenialną skłonność do utożsamiania przedstawianego z przedstawiającym – jest to już niemal operacja na ogranie. Choć jest to serce nie do otworzenia.

I tu znów na wokandę musi niechybnie powrócić szkolno-patriotyczny, podręczny zestaw romantycznych skojarzeń. Stojąc przed kamieniem Polukorda nie mogłem opędzić się od porównań z tą – uwielbianą i multiplikowaną w najrozmaitszych wariantach – opowieścią o Mickiewiczu, proszącym, by jego dziecko ochrzczono wodą z Wilna właśnie.

Instalacja ta pracuje na jeszcze jedynym toposie – utrwalonej w języku potocznym metaforze serca z kamienia. Czy romantyczna woda z ukochanej rzeki dzieciństwa może ożywić kamień?

Żeby było bardziej ewangelicznie – jest i chleb. A raczej – miejsce po chlebie. Pan pilnujący ekspozycji życzliwie opowiada o artyście, który krajał bochen (jakoby bardzo smaczny). Teraz leżą jedynie brunatne okruszki, a ich pierwotnej przynależności do tego samego bochenka dowodzi fotografia.

Całości dopełnia serce wycięte z blachy, kolejne – z materaca, jest i wykrojone z płyty kartonowo-gipsowej, ze ściany Miejsca Projektów. W ten sposób artysta próbuje ingerować w samą przestrzeń galerii, co nie jest ani nowe, ani zajmujące, ani trwałe, bo przecież ingerencja dotyczyła ścianki specjalnie na potrzebę wystawy zbudowanej, co odrobinę deprecjonuje gest artysty.

Zdecydowanie ciekawsze wydało mi się serce wycięte z gąbki materaca, dzięki czemu uzyskano nie tylko rodzaj pufy („proszę, można siadać”), ale – co zdecydowanie bardziej frapujące – negatywowej formy, zawieszonej na ścianie. Jest więc serce wycięte, które pozbawiło materac jego pierwotnej funkcji, tak więc między przybraniem formy a rezygnacją z przeznaczenia rzeczy postawiono znak równości.

Andrej Polukord, „Historia wyrwanego serca”, Miejsce Projektów Zachęty (źródło: materiały prasowe organizatora)

Znak ostrzegawczy

Motyw serca to żadne novum. W emblematach Zachodnich zdążył się już zdezawuować, odbywając oszałamiającą drogę od jezuickiego serca Zbawiciela pałającego ogniem boskiej miłości aż po reklamy prezerwatyw i logotypy słodyczy. W pracach samego Polukorda też był już obecny. Patrz: Obiekty leśne / Woodobjects.

W kształcie serca jest coś dziecięco naiwnego; Polukord pokazuje, że niezależnie od materiału – serce pozostanie sercem. Nie zatrze się wymowa tego doskonale znanego wszystkim kształtu. Prosty symbol pozostaje nie do zatarcia. Najciekawiej robi się jednak, kiedy artysta odstawia na moment kamień, blachę, gąbkę czy płytę gipsową, a za przedmiot swoich twórczych działań obiera znak drogowy.

Deformacja kształtu znaku ostrzegawczego, przestrzegającego przed nierównościami na jezdni, doprowadza go do symbolu serca. To chyba najciekawszy z obiektów prezentowanych na wystawie. Silnie obecna w tradycji zachodniego myślenia dychotomia serca i rozumu, zostaje tutaj zniwelowana, bo przecież graficznie wyrażone ostrzeżenie, wynikłe z rozumowej kalkulacji, przybiera formę serca.

To jakby rodzaj persyflażu – mizdrzenia się przed widzem i przyłapywania go na najprostszych wzruszeniach czy zachwytach, podszyty jednak pewną ironią, demaskującą łatwość artystycznej manipulacji.

http://magazyn.o.pl/2018/polukord-andrej-historia-wyrwanego-serca-czyli-oswajanie-kiczu/#/