PRAPLAMA | JANUSZ ŁUKOWICZ | 16.01 – 11.03.2018 | Miejsce Projektów Zachęty

Na nowy projekt Janusza Łukowicza przygotowany dla Miejsca Projektów Zachęty składają się prace powstałe w wyniku dadaistycznego gestu. Artysta przyjmuje niejako postawę badacza starającego się zgłębić zagadki wszechświata i ludzkiego bytu czy rozwiązać problemy czyhające na człowieka w dzisiejszym stechnicyzowanym i skomercjalizowanym świecie. Świecie bombardowanym nadmiarem informacji i sterowanym przez internetowych mędrców. Przyjętą przez siebie metodę działania realizuje z żelazną (czasem do granic absurdu) konsekwencją, aż ukaże się ukryte drugie dno badanego zjawiska lub rzeczy. Innym ważnym dylematem, który zdaje się go zajmować, jest ideowa i materialna pozycja artysty oraz problem, czy i jaka sztuka w dzisiejszych czasach ma sens. Po ukończeniu studiów malarskich Łukowicz na dobrych kilka lat zawiesił „sztukę dla sztuki” na rzecz pracy grafika w wydawnictwach. Potem powrócił z wystawami o charakterze konceptualnym. Paradoksalnie, ta przerwa oraz doświadczenie pracy korporacyjnej i zwykłego życia stały się dla niego niewyczerpanym źródłem inspiracji.

Tytuł projektu w MPZ — Praplama — wskazywać może na potrzebę artysty poznania praprzyczyny czy źródła bytu, sztuki (malarstwa). Punktem wyjścia do stworzenia cyklu prac o tym samym tytule było dla niego zakupione w jednej z agencji fotografii stockowych zdjęcie fioletowej plamy. Stała się ona powtarzanym motywem akwarelowych kompozycji, w których nie sposób odróżnić reprodukcję od oryginału. Łukowicz twierdzi, że zakup plamy paradoksalnie sprawił, że znowu poczuł przyjemność malowania. Tak o tym pisał: „Pierwszy krok już zrobiony. Na bazie plamy maluję cykl akwarel, który skupia się wokół zagadnień kosmogonii,  algebry, rachunku prawdopodobieństwa i statystyki. Nie unikam też tematów zaczerpniętych z życia codziennego, takich jak zabezpieczenia z ekranów smartfonów i sport”.

Agencje fotografii stockowej stały się inspiracją i tworzywem także innych dzieł na wystawie, jak MisyZdjęcia kawałków taśmy klejącej posmarowanych klejem i nawiniętych na szpulkę czy Ryzy A4, wydrukowane 500 razy zdjęcia kartki A4. Podobnie rzecz się miała z Rekonstrukcjami I, II i III, w których autor z podartych skrawków sfotografowanych kartek A4 próbował odtworzyć pliki kartek tego formatu.

Jak pokazują tytuły prac, Łukowicz eksponuje fakt posłużenia się gotowymi, cudzymi zdjęciami. W ich opisach pojawiają się nazwy agencji, z których korzystał. Ten gest artysty zwraca uwagę na problem coraz trudniejszego do spełnienia warunku oryginalności w sztuce. A może autorowi bardziej chodziło o pytanie o źródła artystycznych inspiracji dzisiaj? Czy można je znaleźć w internecie? Czy sztuka może być jeszcze wysoka lub czysta? Czy autentyczny gest artysty wciąż się liczy (kwestia autorstwa)?

W dolnej części galerii pokazywany jest w kilku odsłonach projekt Partytura. Punktem wyjścia dla niego stała się znaleziona w kolorowej prasie fotografia towarzysząca poradnikowemu tekstowi o tym, jak zmienić życie na lepsze. Na zdjęciu widać żółtą karteczkę z zapisaną na niej jedną z możliwych recept na pozytywną zmianę: Zostań wolontariuszem w parku Riverside. Posprzątaj go i posadź kwiaty”. Łukowicz postanowił wcielić tę poradę w życie. Poleciał na jeden dzień do Nowego Jorku, gdyż tam znajduje się ów park. W części przeznaczonej dla wolontariuszy uprzątnął śmieci i posadził kwiaty. Dokumentacja tej akcji pokazywana jest na wystawie. Sposób filmowania sprawił, że klasyczny miejski park wygląda trochę jak dżungla, zaś artysta — jak ogrodnik-odkrywca. Cud natychmiastowego polepszenia życia pewnie nie nastąpił, jak zresztą w większości przypadków ślepego stosowania się do poradnikowych prawd. Może powodem było niedotrzymanie przez artystę proponowanego przez gazetowego guru terminu? Zamiast w niedzielę 15 kwietnia swoją akcję przeprowadził dwa miesiące później.

Partytura II to kolejna absurdalna historia o spełnieniu postulatu z żółtej karteczki ze zdjęcia wziętego przez artystę ze stockowego zasobu. Tym razem na warsztat został wzięty banał codziennych zakupów. Artysta zrobił je zgodnie ze znalezioną listą, następnie sfotografował pełen kosz w sklepie, aby potem wstawić zdjęcie do tej samej agencji, z prawem do nieograniczonego użytkowania.